niedziela, 18 kwietnia 2010

Jak mam sie z tym pogodzić?

Chociaż minęły już prawie 2 miesiące od śmierci Brunia to nie potrafię bez niego odnajdywać drogi, sensu w życiu. Jest dla mnie ważny cały czas, bo wniósł nowe rozumienie, odbieranie świata, życia.  Był dla mnie ważny jako dziecko - mój mały kochany synek, o którego co dzień mogłem się troszczyć. Czułem, że chociaż jest malutki to tak dużo rozumie. Uczył mnie chociaż to ja powinienem być mądry. Gorąco wierzyłem, że się nam uda. Ufałem medycynie, dziękowałem Bogu, że żyjemy w takich czasach i w takim miejscu na świecie, gdzie możemy leczyć nasze dziecko. Byłem pełen wdzięczności dla tych, którzy nam pomagają. 
 Wierzyłem.
Tak na prawdę nie byłem na śmierć mojego dziecka gotowy. Nadal nie jestem i nie rozumiem śmierci mojego synka.
 Staram się jakoś funkcjonować ale tak na prawdę najchętniej zostawiłbym to wszystko.

Katastrofa pod Smoleńskiem stała się pretekstem do rozmów o śmierci na forum publicznym, w radiu i telewizji w najlepszym czasie antenowym. Chociaż śmierć dotyczy nas wszystkich i jest nieustannie na co dzień pokazywana w mediach to jednak prawdziwe oblicze śmierci jest zupełnie zmarginalizowane. 

Nie mówi się o śmierci jak o najważniejszym wydarzeniu w życiu człowieka. Nie rozmawia się o emocjach towarzyszących śmierci - zarówno w odniesieniu do osoby zmarłej lub umierającej jak i jej rodziny czy przyjaciół.
Szymon Hołownia w "Tabletkach z krzyżykiem" pisze: 
"Dlaczego pytamy tak rzadko? Może dlatego, że drążenie "dusznych" tematów budzi w nas lęk. Dotyczy to zwłaszcza pytań o śmierć, która współczesna kultura próbuje zagadać medyczną terminologią, zepchnąć w podświadomość lub zrobić z niej tabu. Myśl o przemijaniu towarzyszy nam jak odbezpieczony granat w kieszeni, który wybucha a to depresją, a to marazmem, a to rzucaniem się w wir rozrywek."

Po śmierci Bruna doświadczyłem różnych rzeczy. Tym co pozwalało nam się nie zapaść w rozpaczy i dawało siłę do przetrwania były rozmowy o śmierci z przyjaciółmi którzy się nami opiekowali. 
Byli jednak też tacy, którzy "uciekli" bo nie byli w stanie o śmierci rozmawiać. To były bardzo przykre doświadczenia.


Rozmowy o śmierci są ważne dla tych, których śmierć bliskich dotknęła i dla tych którzy okrutne emocjonalne żniwo śmierci obserwują. Łatwo jest pozostać na zewnątrz, wymiksować się z przeżywania śmierci. Podanie ręki dotkniętym stratą pozwala jednak przygotować się na nieuchronne doświadczenie śmierci.


Nie byłem w ogóle gotowy na śmierć mojego synka chociaż powinienem być.
Wiele razy przed operacją czytałem o śmierci dzieci po operacjach serca. Wszyscy mówili jednak, że będzie dobrze, że nie należy się sugerować takimi przypadkami. To był pewien brak szacunku dla śmierci. Powinni powiedzieć: bądź gotowy, bo nikt z nas nie wie ile mu czasu podarowano.

2 komentarze:

  1. To raczej nie brak szacunku Wojtku dla smierci a brak oswojenia sie ze smiercia.A kiedy miales czas by oswoic sie z ta mysla,ze cos moze pojsc nie tak,gdy serce Twe,dusza i cialo zajete bylo ratowaniem Brunia?!Chroniles Go jak mogles.I pozostawala Ci nadzieja,ze wszystko sie ulozy.
    Nie wolno Ci Wojtku zapominac,ze jest jeszcze Maja...Brunio Wasz wspolny owoc milosci dal Wam wszystko co najlepsze a teraz pozostaje zanurzyc sie w zyciu,A tu przeciez wszystko sie zdarza...
    Dorota Peszek

    OdpowiedzUsuń
  2. wojtu, maju... tu kinga ze szkoły rodzenia. dowiedziałam się przypadkiem o Waszej tragedii jakieś dwa miesiące temu i, choć jestem obcą osobą, nie ma dnia, żebym nie pomyślała choć chwilę o Was i Waszym kochanym Brunku. nie umiem nawet wyobrazić sobie Waszego bólu, pustki i straty... ciężko mi nawet znaleźć słowa, które chciałabym do Was skierować, aby wyrazić swoje współczucie i żal, bo masz rację, w Polsce śmierć to temat tabu.
    napiszę po prostu tak - co wieczór modlę się za Waszego synka, który, jeśli niebo istnieje, opiekuje się Wami stamtąd... i za Was, aby ta tragedia Was nie rozdzieliła i abyście po jakimś czasie na nowo odnaleźli radość życia, czego Wam z całego serca życzę.

    OdpowiedzUsuń