piątek, 23 grudnia 2011

Od wczoraj jest nas troje!


Brunio był naszym pierwszym i jedynym dzieckiem. Kiedy go straciliśmy bardzo dotkliwie odczuliśmy pustkę i brak dziecka. Nie mogliśmy się cieszyć dzieleniem się naszym życiem, radością, pozostał smutek, niechęć, złość, pytania na które nikt nie może odpowiedzieć.

   Nie mogąc doczekać się rodzeństwa Brunka podjęliśmy decyzję o zgłoszeniu się do ośrodka adopcyjnego. 
W ośrodku otrzymaliśmy wyczerpujące informacje dotyczące procedur jak i problemów związanych z adopcją bezpośrednio od osób przeprowadzających adopcje i znających zarówno problemy rodzin adopcyjnych jak i rodzin z których dzieci muszą być zabierane by często ratować nie tylko ich zdrowie ale również życie. Rozmawialiśmy też o problemach proceduralnych, praktyce sądowniczej, kwestiach praw rodzicielskich.

   Nasza decyzja o złożeniu dokumentów dojrzewała jeszcze kilka miesięcy.
Gdy już to nastąpiło wyznaczono nam termin badań psychologicznych, konsultacji, wizyty pedagoga w domu.
   Wkrótce po tym otrzymaliśmy pozytywną opinię komisji w ośrodku adopcyjnym i zostaliśmy formalnie uznani za rodziców adopcyjnych.
Znając obecną sytuację prawną dzieci pozbawionych opieki rodzicielskiej zdecydowaliśmy się na szersze kryteria adopcji. Nie liczyliśmy w zasadzie na malutkie dziecko. Spodziewaliśmy się jakiejś propozycji w przyszłym roku, w każdym razie nieprędko . W Polsce procedury prawne są bardzo rozwlekłe. Pomimo jaskrawego braku odpowiedzialności i wydolności wychowawczej niektórych rodziców, alkoholu, bicia, molestowania stosuje się latami jedynie ograniczenie praw rodzicielskich skazując dzieci na placówki opiekuńcze i brak możliwości adoptowania ich. Mają szczęście jeśli trafią do fajnej rodziny zastępczej - co jednak wciąż jest stanem braku stabilizacji.
   Dodatkowym problemem jest obecna restrukturyzacja systemu regionalnych ośrodków adopcyjnych (kilka na województwo). Obecnie istniejące ośrodki adopcyjne które przeprowadzają cały proces adopcyjny, uczą rodziców, prowadzą dobór dzieci i rodziców na podstawie specjalistycznych badań wymagających doświadczenia i wrażliwości, po prostu przestają istnieć z dniem 31 grudnia. W to miejsce de facto nie ma nic! Funkcję dotychczasowych ośrodków mają przyjąć nowe ponadregionalne. Kłopot w tym, że nie ma przepisów wykonawczych czyli nie wiadomo jak, na jakiej podstawie i z jakiego budżetu mają działać nowe instytucje. Wiadomo tylko, że teraz kilkoro pracowników prowadzących rocznie kilkadziesiąt adopcji ma prowadzić ich teraz kilkaset - co jest absurdem z uwagi na rzetelność procedur. Jednym słowem paraliż organizacyjny.
  W tej sytuacji nie tworzyliśmy sobie wielkich nadziei.

TYMCZASEM!
  Zadzwonił telefon. Maja myślała, że właśnie powiedzą, że niestety wszystko się przedłuży i musimy być cierpliwi. 
W słuchawce padło jednak pytanie czy jesteśmy nadal zainteresowani  adopcją.
Maja  wybiegła do mnie przed nasz sklep i przez łzy powiedziała "Jest dla nas dziecko, chłopczyk".
Zostaliśmy wytypowani na rodziców z uwagi na gotowość do opieki nad dzieckiem z chorobą przewlekłą.

  Nasza gotowość wynika  z doświadczenia opieki nad Brunkiem. On właśnie nauczył nas odwagi, zaradności a przede wszystkim , że choroba nie jest czymś co czyni kogoś gorszym a relację z nim niepełną. Mimo tak poważnej wady serca Bruno był pogodnym, normalnym chłopcem, który otworzył przed nami nowy świat.

  Następnego dnia rano pojechaliśmy do ośrodka adopcyjnego by zapoznać się z dokumentacją Małego (tak tu będę nazywał adoptowanego braciszka Brunia). Okazało się, że choroba nie będzie dla nas problemem i wymaga jedynie pewnej systematyczności i ograniczeń z którymi i tak część ludzi żyje z własnego wyboru.
  Po konsultacjach okazało się, że zobaczymy się z nim we wtorek - przypadek ale tego dnia akurat wypadał Mikołaj! Czy można sobie wyobrazić lepszy prezent dla nas wszystkich?

  Decyzja niosła mnóstwo emocji. Zostawiliśmy wszystkie inne sprawy. Dwa dni później daliśmy odpowiedź i wspólnie z ośrodkiem podjęliśmy kroki prawne. Codziennie wieczorem jeździliśmy do Małego by spędzić z nim aktywnie trochę czasu bawiąc się i czytając. Choć to małe śliczne dziecko to jednak jest to też ukształtowany już człowiek, którego trzeba w pełni zaakceptować. Nie jest to takie łatwe, zwłaszcza gdy sprawy toczą się tak niespodziewanie szybko. Poznawanie dziecka w placówce, na obcym terenie, kiedy człowiek jest zmęczony pracą , decyzjami , jest mało komfortowe. Zdarzyło mi się zasypiać na podłodze albo krześle. Trzeba uruchomić wszystkie zasoby wewnętrznej otwartości, jednocześnie twardo stąpać po ziemi.


JEST!!! 
List przyszedł w południe.   Mimo końca roku w ciągu kilkunastu dni otrzymaliśmy decyzję Sądu. Moja mama od rana stała w oknie czekając na listonosza bo wiedzieliśmy już, że decyzja została wysłana. Umówiliśmy się na załatwienie ważnych spraw z opiekunami i odebranie go do domu . Razem z nami czekali nasi przyjaciele z dzieciakami i rodzina a także nasze pieski, które sprawę potraktowały bardzo poważnie czując od kilku dni coś niezwykłego.

W ostatnich miesiącach zasypywały nas dobre wieści od przyjaciół. Przychodziły koleżanki z uśmiechem i mówiły: " Słuchajcie, muszę wam coś powiedzieć. Jestem w ciąży...". Cieszyliśmy się ale też było nam trochę smutno. Dzieci w brzuszkach jest tyle, że łatwiej wyliczyć kto nie jest w ciąży. Obecnie ciężarnych jest około ...14 bliskich koleżanek. Będzie niezła banda!

Mikołaj będzie miał dla nas już zawsze inny wymiar. Wszystko dzięki naszemu synkowi który czuwa nad nami z chmur.



Bombki dla naszych dzieci.

11-go grudnia mieliśmy wspaniałą Wigilię w Hospicjum w czasie której razem z całą Grupą Wsparcia pomalowaliśmy jak co roku bombki dla naszych dzieciaków. 

















Był Mikołaj, wspólnie przygotowane potrawy.  




Były niespodzianki, kolędy z gitarą i dużo, dużo radości.



Wspólnie zrobiony łańcuch oplótł choinkę.